Tomek Kamiński Band na nagranie albumu „Groove” dostał stypendium od prezydenta Białegostoku. 10 maja gigantyczne słoneczka na hasiorowskich sztandarach niemal przysłoniły muzykę.
Tomek Kamiński już kilka razy pokazywał na co go stać. Kiedy kilka lat temu reaktywował Harmonijkowy Atak, bluesowy świat wstrzymał oddech. Po raz drugi w ostatnich miesiącach zaciekawienie sięgnęło zenitu, kiedy na koniec festiwalu Jesień z Bluesem miał zaprezentować utwory, które trafią na płytę. Długie wirtuozerskie solówki i gościnny udział aż trzech śpiewających pań wróżyły pewien komercyjny potencjał. Bo sama muzyka, podana w funk rockowym sosie po festiwalowych atrakcjach mogła nieco nużyć. Ale w klubowej atmosferze nie brzmiała źle.
Później ukazała się płyta „Groove” i miał być zorganizowany koncert promocyjny. Płyty nie słyszał prawie nikt. Trudno śledzić bluesowe audycje w całej Polsce, ale w lokalnym eterze nie było jej słychać. Ba, nie było jej nawet widać, bo promocja koncertu oparła się chyba o rozdawnictwo zaproszeń w lokalnej prasie i stworzenie wydarzenia w portalu społecznościowym. Wreszcie nadszedł piątek.
Białystok tętnił muzyką. Fani rocka mieli wielki koncert na Medykalia, wielbiciele teatru i muzyki mogli zobaczyć komedię operową wyreżyserowaną przez dyrektorkę lokalnego teatru, a około setki słuchaczy zjawiło się w zdecydowanie zbyt wielkiej, jak na amatorskie w końcu przedsięwzięcie, sali kina Forum. Nie było szans na wspólne tańce w przejściu między fotelami, które tak chętnie wykorzystują do kontaktu z publicznością bluesmani na każdej Jesieni. Nie było, bo zajęły je statywy kamer i aparatów rejestrujących występ. W dodatku nad głowami widzów pojawiły się gigantyczne drzewce z flagami w kształcie słoneczka. Ale mimo podejrzeń o kult solarny, było to jedynie logo zespołu przeniesione na płótno. I wreszcie zabrzmiała muzyka.
Pierwsza część koncertu to było niemal wierne odzwierciedlenie układu płyty. Pojawiły się Katarzyna Garłukiewicz i Ewa Duszczenko. W instrumentalnych utworach Tomek Kamiński mógł nieco zaszaleć. Ale kontaktu między sceną a widownią, było tyle, co kot napłakał.
Z akustycznym setem wystąpiła znana ze współpracy choćby z Seanem McMahonem Martyna Zaniewska. Białostocka wokalistka pokazała swój własny sposób interpretacji, a akustyczna gitara, kontrabas i fortepian pomogły nieco odsapnąć od rockowo traktowanego funku.
Pewną niespodzianką mogło być wplecenie do repertuaru koncertu coveru Seala, ale podobno koncertowi lepiej rob jedna znana piosenka, niż 10 nieznanych, zwłaszcza że płyty „Groove” nawet lokalni dziennikarze, jak sami deklarowali, nie widzieli na oczy. Zresztą, chyba nie było ich na koncercie zbyt wielu.
Zakończenie, podobnie jak na Jesieni z Bluesem w Famie to już wspólne śpiewy trzech zaproszonych wokalistek. Widząc zaangażowanie kamerzystów, można być pewnym że powstanie profesjonalny zapis wideo. I co dalej? Program większości jesiennych festiwali jest już zamknięty.